Światowy Dzień (Książki i) Praw Autorskich.

Światowy Dzień (Książki i) Praw Autorskich.

Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich to coroczne święto organizowane 23. Kwietnia. Jego pomysłodawcą jest UNESCO, a sama data ma symboliczny charakter, bowiem w tym dniu zmarło dwóch wybitnych pisarzy: Wiliam Szekspir oraz Miguel de Cervantes.

Skupimy się na drugiej części nazwy dzisiejszego święta, czyli problematyce praw autorskich.  Dla porządku warto wskazać, że w Polsce problematyka prawa autorskiego uregulowana jest w ustawie z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Niektóre kwestie są jednak regulowane już na poziomie prawa unijnego – np. w dyrektywie Parlamentu Europejskiego i Rady 2001/29/WE z 22 maja 2001 roku.

W niniejszym artykule przedstawimy dwa ciekawe zagadnienia, z którymi prawdopodobnie każdy z nas zetknął się w jakiś sposób.

Ghostwriter – kto to i czy na pewno wszystko z nim „w porządku”?

Pierwsze nietypowe zagadnienie, jakie przychodzi na myśl z połączenia zwrotów „książka”
i „prawo autorskie” jest właśnie ghostwriting (a szerzej również ghostpainting oraz ghostcomposing). Zjawisko to nie ma jednolitej definicji w polskim prawie, ale można przyjąć, że jest to czynność (lub szereg czynności), które polegają na stworzeniu dzieła dla zamawiającego, które to dzieło będzie następnie rozpowszechniane pod oznaczeniem zamawiającego, nie zaś rzeczywistego twórcy.

ghostwriting pieniądze za pisanie treści

Tym samym pisarz-duch tworzy utwór, którego „autorem” będzie oficjalnie osoba trzecia – ta, która zleciła stworzenie dzieła.

Tego rodzaju relacja to jednak z perspektywy prawa autorskiego zdecydowanie więcej problemów, niż pożytków. Aby przejść do poszczególnych „dolegliwości”, jakie zawarcie takiej umowy może spowodować, warto jednak wskazać, że w świetle obowiązującego w Polsce prawa nie da się skutecznie zrzec się niemajątkowych praw autorskich, a takim właśnie prawem jest autorstwo utworu. Jeśli będziemy chcieli zrobić to jakąkolwiek umową, to będzie ona nieważna.

Bogatsi o taką uwagę możemy stwierdzić, że na pierwszy plan wysuwa się odpowiedzialność za przestępstwo spenalizowane w art. 115 ust. 1 ustawy o prawie autorskim, czyli w skrócie plagiat. W tym miejscu warto dodać, że zamawiający dzieło u ghostwritera zawsze popełnia plagiat, bowiem albo przywłaszcza sobie autorstwo dzieła, albo wprowadza w błąd co do jego faktycznego autorstwa.

Idąc dalej tropem splagiatowanego dzieła, można napotkać co najmniej dwa przepisy kodeksu karnego, które mogą mieć zastosowanie, jeżeli zamawiający takie dzieło posłuży się nim. Pierwszym z nich jest art. 272 k.k., który typizuje przestępstwo wyłudzenia poświadczenia nieprawdy – dojdzie do niego na przykład wtedy, gdy zamawiający złoży napisaną przez ghostwritera pracę dyplomową aby uzyskać dyplom ukończenia studiów lub inny tytuł naukowy. Tuż obok jest art. 273 k.k., który penalizuje posługiwanie się sfałszowanym dokumentem (tym z 272 k.k.), a więc dyplomem wydanym na podstawie napisanej przez kogoś pracy dyplomowej.

O ile odpowiedzialność zamawiającego takie dzieło nie budzi wątpliwości, o tyle okazuje się, że sam ghostwriter również może jej podlegać. Począwszy od współodpowiedzialności (jako współsprawca lub pomocnik) w popełnieniu plagiatu przez zamawiającego, aż po przestępstwo oszustwa (286 k.k.), gdy sam pisarz-duch popełni plagiat tworząc dzieło dla zamawiającego (a więc oszuka go, bowiem poda się za autora zamawianego dzieła, nie będąc nim).

Dozwolony użytek osobisty – czyli współdzielenie konta nie zawsze i nie z każdym.

Niedawno liczne strony i fora internetowe obiegła informacja, że znany międzynarodowy portal świadczący usługi typu video na żądanie (VOD) zaczął wyrywkowo weryfikować, czy osoby korzystające z jednego konta na tym portalu, rzeczywiście pozostają w jakiejkolwiek relacji z osobą, do której to konto należy. Weryfikacja odbywała i odbywa się poprzez przepisanie kodu otrzymanego w wiadomości SMS lub kliknięciu w link przesłany na e-mail właściciela konta.

netflix - współdzielenie konta a prawo w Polsce

Nowe działania serwisu (który – swoją drogą – wcześniej nie podejmował żadnych kroków zmierzających do ograniczenia współdzielenia kont użytkowników) wzbudzają dyskusję na temat tego, czym jest w świetle polskiego prawa autorskiego dozwolony użytek osobisty, oraz tego czy – a jeżeli tak to na jakich zasadach – nabywcy utworów mogą się nimi dzielić z innymi.

Aby odpowiedzieć na to zagadnienie należy sięgnąć do art. 23 ustawy o prawie autorskim, który w ust. 2 wskazuje, że w takim samym zakresie jak własny użytek osobisty, można korzystać z pojedynczych egzemplarzy utworów przez krąg osób, które pozostają ze sobą w związku osobistym – zwłaszcza pokrewieństwa, powinowactwa lub stosunku towarzyskiego.

Jak można łatwo zauważyć, ustawodawca wyraźnie zezwolił, aby osoby pozostające ze sobą w stałych (trwałych) relacjach, o których moglibyśmy rzec, że są dość nieprzemijające, mogą korzystać z jednego egzemplarza dzieła bez naruszenia praw autorskich. Jest to rozwiązanie ze wszech miar pożądane i logicznie uzasadnione. Znajduje ono również odzwierciedlenie w praktyce – trudno oczekiwać, aby siostra, chcąca przeczytać książkę, którą kupił jej brat, musiała nabywać drugi egzemplarz, skoro może „pożyczyć ją” z pokoju obok.

Nie byłoby jednak tego problemu, gdyby współkorzystanie z dzieł objętych prawem autorskim ograniczało się w życiu tylko do osób spokrewnionych, spowinowaconych czy pozostających w innej trwałej relacji (np. współlokatorzy wynajmujący jedno mieszkanie).

Często można spotkać na różnych portalach ogłoszeniowych i aukcyjnych oferty dostępu do wskazanego we wstępie portalu VOD, innych platform streamingowych czy nawet aplikacji udostępniającej gry komputerowe. Czynnikiem przyciągającym kupujących jest tu niewątpliwie cena – z reguły zdecydowanie niższa od rynkowej.

Niestety – nabywając dostęp z tego rodzaju ofert praktycznie nigdy nie będzie spełniony warunek, aby osoby współkorzystające z konta pozostawały ze sobą w trwałej relacji – można być wręcz pewnym, że użytkownicy tych kont są sobie nieznani i nigdy się nie spotkają. Tym samym należałoby uznać, w ten sposób zostają naruszone prawa autorskie twórców dzieła, z którego wspólnie korzystają, przekraczane są bowiem granice dozwolonego użytku osobistego, poprzez udostępnienie dzieła niezidentyfikowanej i potencjalnie nieograniczonej liczbie osób.

Jak widać, z zagadnieniami z zakresu prawa autorskiego spotykamy się na co dzień, często nawet się nad tym nie zastanawiając.  Pewne zachowania, nawet stosunkowo popularne czy społeczne akceptowalne, mogą się okazać naruszeniem czyichś praw autorskich.  Warto mieć to na względzie.

Masz pytania o prawo autorskie? Skontaktuj się z nami

XV Europejski Dzień Ochrony Danych Osobowych

XV Europejski Dzień Ochrony Danych Osobowych

Dziś (28 stycznia) świętujemy XV Europejski Dzień Ochrony Danych Osobowych. To niewątpliwa okazja, aby przypomnieć kilka najważniejszych informacji dotyczących tego, kto, na jakiej podstawie, i w jaki sposób powinien chronić dane osobowe!

Jaki akt prawny reguluje w Polsce problematykę danych osobowych?

Od ponad dwóch lat  obowiązuje Rozporządzenie Ogólne Parlamentu Europejskiego w sprawie ochrony danych osobowych (dalej: RODO), które ujednoliciło zasady ochrony danych osobowych w całej Unii Europejskiej.

W celu jego pełnej transpozycji, w Polsce została przyjęta Ustawa o ochronie danych osobowych (z 10 maja 2018 roku). To na jej podstawie na określonych podmiotach ciążą pewne obowiązki, i to na jej podstawie mogą być wymierzone kary za ich nieprzestrzeganie.

Kto bada w Polsce zgodność procedur z RODO?

Wraz z nową ustawą o ochronie danych osobowych powołano nowy urząd – Urząd Ochrony Danych Osobowych. W zakresie jego kompetencji jest dokonywanie kontroli zgodności wszystkich czynności z RODO i polską ustawą, wskazywanie wadliwych elementów takich procesów czy nakładanie kar za ich nieprzestrzeganie.

Jakie kary grożą za naruszenie RODO?

Prezes UODO może nałożyć karę finansową w wysokości nawet do 20 milionów euro lub 4% obrotu w przypadku najpoważniejszych naruszeń (m.in. zasad przetwarzania danych, praw osób, których dane dotyczą, lub niestosowania się do nakazów organu nadzorczego).

Za pozostałe, mniej rażące naruszenia kara może sięgnąć nawet kwoty 10 milionów euro lub 2% obrotu (w zależności od tego, która kwota jest wyższa).

Oprócz kar pieniężnych Prezes UODO może wydawać nakazy dotyczące przywrócenia zgodności z RODO, a nawet nakazać ograniczenie przetwarzania danych wyłącznie do ich przechowywania, co może bezsprzecznie zahamować rozwój przedsiębiorstwa i być bardziej dotkliwe w skutkach niż jakakolwiek kara pieniężna.

Wśród najsłynniejszych kar nałożonych przez UODO warto wskazać karę nałożoną na Morele.net sp. z o.o., które w związku z wyciekiem danych klientów oraz niepoinformowania w terminie o tym zdarzeniu zostały ukarane karą w wysokości prawie 3 milionów złotych, czy prawie 2 miliony kary dla Virgin Mobile Polska sp. z o.o., u której na skutek przeprowadzonej kontroli po wycieku danych ustalono naruszenie licznych przepisów RODO, w tym w zakresie odpowiednich zabezpieczeń czy regularności ich weryfikowania.

Kto ma obowiązek stosować RODO?

Unijne zasady ochrony danych osobowych obowiązują prawie wszystkie podmioty, które mają jakikolwiek związek z działalnością na terenie Państw Członkowskich UE. RODO muszą stosować:

  • przedsiębiorstwa lub podmioty, przetwarzające dane osobowe w ramach działalności swojego oddziału mającego siedzibę na terenie UE, niezależnie od tego, gdzie (w jakim miejscu) dochodzi do przetwarzania danych lub
  • przedsiębiorstwa posiadające siedzibę poza UE, jeżeli oferują towary lub usługi (odpłatnie bądź nieodpłatnie) lub zajmuje się monitorowaniem zachowania osób fizycznych w Unii Europejskiej

Jacy przedsiębiorcy nie muszą stosować RODO?

Jeżeli przedsiębiorca ma swoją siedzibę (główny oddział) poza UE oraz nie kieruje swojej oferty konkretnie do osób fizycznych w UE, nie podlega on regulacjom zawartym w RODO. Jeżeli jednak którykolwiek z tych elementów istnieje (albo siedziba, albo oferta skierowana do obywateli UE), wówczas ma on obowiązek stosowania unijnych zasad ochrony danych osobowych.

Nie będzie kierowaniem oferty do obywateli UE sytuacja, gdy klienci przedsiębiorcy spoza UE będą korzystali z jego usług na terenie UE (przykład: Obywatel Argentyny korzysta z usług świadczonych przez argentyński podmiot – np. operatora telefonii komórkowej – na terenie UE. Ten operator nie ma w tym przypadku obowiązku stosowania RODO).

Czy informacja o przetwarzaniu danych osobowych (obowiązek informacyjny) musi być przetłumaczona?

Przepisy RODO nie wprowadzają nakazu przetłumaczenia strony zawierającej „obowiązek informacyjny” na języki obce (w tym na języki krajów UE, z których mogą pochodzić ewentualni kupujący).

Należy jednak zwrócić uwagę chociażby na Motyw 39. Rozporządzenia oraz na jego art. 12 ust. 1. Zgodnie z nimi administrator danych (najczęściej: przedsiębiorca) powinien udzielić osobie, której dane są przetwarzane, informacji o przetwarzaniu w formie przejrzystej, zrozumiałej, łatwo dostępnej oraz napisanej jasnym i prostym językiem.

W przypadku braku tłumaczenia takiej strony, jeśli osoba, do której skierowana jest oferta nie posługuje się określonym językiem, to może nie być w stanie się zapoznać z taką informacją, co z kolei oznaczałoby, że nie został wobec niej spełniony obowiązek informacyjny.

Takie uzasadnienie mogłoby oznaczać, że należałoby tłumaczyć obowiązki informacyjne na wszystkie języki świata (biorąc pod uwagę globalny zasięg Internetu). To niesie za sobą dwie podstawowe wady. Po pierwsze – byłoby to rozwiązanie na tyle kosztowne, że mogłyby sobie na to pozwolić wyłącznie największe podmioty. Po drugie oznaczałoby to setki tysięcy dodatkowych zakładek, o wątpliwej ilości odsłon. Jak więc z tego wybrnąć?

Przyjmuje się, że ten problem jest rozwiązywany w dość prosty sposób: Obowiązek informacyjny powinien być przetłumaczony na tyle języków, w ilu językach dostępna jest zasadnicza strona internetowa. Przykładowo – jeśli strona posiada tłumaczenie na j. niemiecki, to polityka prywatności również powinna zostać przetłumaczona na ten język.

Wychodzi się bowiem z (dość rozsądnego) założenia, że decydując się na korzystanie ze strony internetowej w określonym języku, użytkownik powinien robić to odpowiedzialnie, czyli znając i uwzględniając własne umiejętności językowe. A skoro umie korzystać ze strony internetowej w określonym języku, to powinien umieć ze zrozumieniem przeczytać obowiązek informacyjny.

Warto dodać, że obowiązek informacyjny powinien być przetłumaczony w sposób profesjonalny, gwarantujący wewnętrzną spójność, poprawność językową, odpowiedni styl językowy i powiązanie z siatką pojęciową RODO.

Wyciek danych osobowych – co dalej!?

Pomimo podjętych środków ochronnych może dojść do sytuacji, w których dane osobowe dostaną się w ręce osób niepowołanych. Co musi wtedy uczynić przedsiębiorca? Co może zrobić użytkownik, którego dane skradziono?

W sytuacji, gdy dojdzie do naruszenia ochrony danych osobowych, administrator musi niezwłocznie (nie później niż w ciągu 72h po stwierdzeniu naruszenia) zawiadomić Prezesa UODO. Dodatkowo, jeżeli zaistniałe zdarzenie niesie wysokie ryzyko naruszenia praw i wolności osób, których dane są przetwarzane, (np. kradzieży tożsamości), informacja taka powinna trafić do tych osób z jednoczesnymi informacjami, co mogą w tej sytuacji zrobić.

Jednocześnie osoby, których dane są przetwarzane, będąc poinformowanymi jakie dane wyciekły, mają możliwość podjąć jak najszybciej odpowiednie działania – przykładowo zmienić hasła logowania do różnych portali (w tym skrzynki mailowej i bankowości elektronicznej), zastrzec swoje karty płatnicze czy dowód osobisty (aby uniknąć kradzieży tożsamości i ewentualnego zaciągnięcia zobowiązań, od wykonania których będą później musieli się uwolnić).

Podsumowując, przepisy RODO chronić mają niedostępne powszechnie dane osobowe, których wyciek mógłby narazić osoby fizyczne na poważne konsekwencje.  Nawet w przypadku wycieku tych danych szybka reakcja podmiotu przetwarzającego dane i informacja do klientów może zapobiec jego negatywnym konsekwencjom.  Dlatego znacznie surowiej karane jest niezgłoszenie naruszenia danych osobowych niż sam fakt, że do wycieku doszło.

Podczas pandemii Polacy nie płacą za czynsz i najem

Podczas pandemii Polacy nie płacą za czynsz i najem

Czynsz jest nagminnie niepłacony, bo tak jest najłatwiej!

Według Biura Informacji Gospodarczej InfoMonitor, prowadzącego Rejestr Dłużników, wartość długów czynszowych Polaków wzrosła przez ostatnie pół roku o ponad 28 milionów złotych. Dla porównania warto dodać, że w tożsamym okresie ubiegłego roku wzrost zadłużenia wynosił około 3,5 miliona złotych. W powyższym Rejestrze widnieje obecnie ponad 172 miliony złotych zaległości czynszowych, z czego ponad 162 mln to zadłużenie konsumentów, a tylko 10 milionów to długi przedsiębiorców.

Rekordzistą pod względem zaległości czynszowych jest 68-letni mieszkaniec Dolnego Śląska, który musi oddać prawie 544 tysięcy złotych. W kategorii przedsiębiorców niechlubne pierwsze miejsce należy do osoby z województwa lubuskiego, której zadłużenie to niemal 707 tysięcy.

BIG InfoMonitor przeprowadził również badanie dotyczące zachowań finansowych podczas pandemii. Z przeprowadzonego badania jednoznacznie wynika, że po wiosennej kwarantannie aż jeden na sześciu obywateli odczuł społeczne przyzwolenie na nieregulowanie bieżących należności, a gdy pojawiły się problemy z płynnością finansową – nawet 1 z 4 osób nie uregulowała któregoś z wymagalnych już rachunków.

Lektura tego badania prowadzi również do wniosku, że właśnie należności z tytułu czynszu oraz wynajmu nieruchomości są jednymi z najchętniej wybieranych przez dłużników płatnościami, których zapłatę mogą opóźnić. Obok nich, w pierwszej trójce zobowiązań najczęściej płaconych po terminie znalazły się również rachunki za telefon i media.

Przyczyną takiego stanu rzeczy jest fakt, że przy braku wystarczającej ilości pieniędzy, nieopłacony czynsz nie przynosi dłużnikowi przykrych dla niego konsekwencji, które jakkolwiek mógłby odczuć, w przeciwieństwie do pozostałych mediów. Usługodawca z łatwością będzie mógł odciąć dostęp do prądu, gazu, Internetu czy telewizji, a tymczasem nikt nie zamknie od razu domu dłużnikowi tylko z tego powodu, że spóźnia się z zapłatą czynszu.

Konsekwencje takiego toku myślenia są jednak przykre i często bolesne. Należność z tytułu nieopłaconego czynszu najczęściej rośnie do poziomu, z którym bardzo trudno sobie później poradzić – zwłaszcza, że do zapłaty w dalszym ciągu są inne zobowiązania.

 

Właściciele i administratorzy nieruchomości nie potrafią prowadzić windykacji długów.

Biuro Informacji Gospodarczej podaje, że średnie zadłużenie konsumenta z tytułu nieopłaconego czynszu to teraz 19 868 złotych. Oznacza to, że jest przeszło pięć razy większe niż średni nieopłacony rachunek telefoniczny (w przybliżeniu – 3 700 złotych).

Dzieje się tak głównie dlatego, że właściciele nieruchomości i ich administratorzy zdecydowanie  rzadziej niż firmy oferujące usługi masowe korzystają z usług profesjonalnych pełnomocników, którzy skutecznie mogliby pomóc im w legalnej walce z nierzetelnym dłużnikiem.

Wskazać należy, że praktycznie nie korzystają oni chociażby z przedsądowych wezwań do zapłaty, których cechą charakterystyczną jest dość istotna skuteczność. Dłużnik – otrzymawszy takie wezwanie – od razu zobaczy jakie konsekwencje prawne czekają go, gdy nie ureguluje swojego zadłużenia. Zapewne nie będzie od razu eksmitowany (w czasie pandemii jest to jeszcze bardziej utrudnione), ale informacja o ewentualnym pozwie lub sądowym zabezpieczeniu przysługujących Wierzycielowi należności z reguły dobrze wpływa na mobilizację dłużników do spłaty Wierzyciela.

 

Kim jest typowy dłużnik? To mężczyzna w średnim wieku.

Aż 1 na 8 ankietowanych przyznał, że nie opłaca (lub nie zapłacił) czynszu. Z powodu czynszu częściej dłużnikami zostawali mężczyźni (13 proc. wobec 10 proc. kobiet) oraz osoby w wieku 25-34 lat (20 proc.).

Obecnie liczba dłużników czynszowych wynosi 8 661 i powiększyła się od marca o 284 osoby.

Spośród badanych, 27% zadeklarowało, że czasem spóźniali się z zapłatą należności w związku z sytuacją wywołaną Koronawirusem. Obawiali się również utraty płynności finansowej i popadnięcia w dalszą, niekontrolowaną spiralę zadłużenia.

Warto również zauważyć, że w czasie pandemii w prawie wszystkich grupach wiekowych (poza jedną) zwiększyła się wartość zaległości z tytułu nieopłaconych rachunków, kredytów i pożyczek. Wyłącznie osoby między 18 a 24 rokiem życia zmniejszyły swoje zadłużenie (patrząc na ostatnie 6 miesięcy). Nie ma to jednak związku ze zmianą sposobu gospodarowania pieniędzmi ani spłatą dotychczasowych długów a ograniczeniem do minimum własnych wydatków oraz przejściu (w części) na utrzymanie rodziców lub opiekunów. Młodzi ludzie na później odłożyli również swoje marzenia o samodzielnym wyruszeniu w „wielki świat”.

 

Czy można skutecznie odzyskać długi z czynszu lub najmu?

Doświadczenie wskazuje, że kwota należności z tytułu czynszu administracyjnego lub najmu jest w porównaniu do innych rachunków raczej wysoka. Z pewnością jednak nie należy bagatelizować faktu jej nieuregulowania przez Dłużnika. Ponadto najwłaściwszym zachowanie będzie przypomnienie Dłużnikowi o jego obowiązku niezwłocznie po uchybieniu terminowi płatności.

Życie pisze jednak różne scenariusze, w tym takie, w którym rozwiązania polubowne są nieskuteczne. Wówczas warto skorzystać z usług profesjonalnego pełnomocnika, posiadającego duże doświadczenie w dziedzinie odzyskiwania należności. Adwokat podejmie w imieniu Wierzyciela kontakt z nierzetelnym Dłużnikiem, wyśle odpowiednio sformułowane wezwanie do zapłaty. W dalszej kolejności może podjąć również inne – stosowne do okoliczności danej sprawy – kroki, kierując np. pozew do właściwego sądu.

Wezwania do zapłaty i kontakt z dłużnikiem, podjęty przez profesjonalnego pełnomocnika są najbardziej skuteczne wobec nowych, niedawno powstałych długów. Czasami już te działania prowadzą do całkowitej spłaty zadłużenia.

Wszystko wskazuje więc, że nie warto – zwłaszcza biorąc pod uwagę obecną niestabilność – przekładać odzyskania długów czynszowych i zawczasu odzyskać niemałą kwotę pieniędzy.

Źródło: https://www.pap.pl/aktualnosci/news%2C754885%2Cbig-infomonitor-przez-pol-roku-pandemii-przybylo-28-mln-zl-dlugow

 

Umów poradę prawną

Dieselgate czyli afera Volkswagena – odszkodowania po wyroku TSUE

Dieselgate czyli afera Volkswagena – odszkodowania po wyroku TSUE

W czwartek – 9 lipca – Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wydał orzeczenie, które może stanowić przełom w walce nabywców aut Volkswagena ze zmanipulowanymi silnikami diesla (Dieselgate) przeciwko niemieckiemu koncernowi samochodowemu.

  1. Istotne jest miejsce nabycia samochodu, a nie miejsce dokonania modyfikacji silnika

Jak wskazali sędziowie z Luksemburga, szkoda, jaką poniósł nabywca wadliwego pojazdu urzeczywistniła się w państwie członkowskim, w którym doszło do nabycia tego pojazdu za cenę wyższą od rzeczywistej wartości samochodu. Jeśli bowiem „w danym państwie członkowskim (…) pojazdy zostały niezgodnie z prawem wyposażone przez ich producenta w oprogramowanie manipulujące danymi dotyczącymi emisji spalin, a następnie zostały nabyte od osoby trzeciej w innym państwie członkowskim (…), miejsce urzeczywistnienia się szkody znajduje się w tym ostatnim państwie członkowskim„.

Co więcej, zdaniem TSUE „producent samochodu mający siedzibę w jednym państwie członkowskim [UE], dokonujący niezgodnych z prawem manipulacji w odniesieniu do samochodów sprzedawanych w innych państwach członkowskich, może racjonalnie przewidzieć, że zostanie pozwany przed sądami tych państw członkowskich”.

Inaczej rzecz ujmując – sądy państw członkowskich Unii Europejskiej, w których to krajach sprzedawano wadliwe egzemplarze pojazdów niemieckiego producenta mają wszelkie prawne kompetencje do orzekania w przedmiocie odpowiedzialności koncernu Volkswagen za szkodę wyrządzoną właścicielom samochodów, polegającą na różnicy między ceną zapłaconą za pojazd a jego rzeczywistą wartością.

  1. Za jakie pojazdy można domagać się odszkodowania?

Afera Volkswagena, potocznie zwana Dieselgate, dotyczy samochodów Grupy Volkswagen (m.in. VW, Skody, Seata i Audi), wyprodukowanych w latach 2008-2015, w których zamontowano silnik TDI o pojemności 1,2 lub 1,6 lub 2,0 l o oznaczeniu EA 189 EU5. We wskazanych jednostkach znajduje się bowiem oprogramowanie do sterowania silnikiem, które w warunkach testowych pozwala zaniżyć wartość emisji tlenków azotu.

Manipulując wynikami emisji spalin w swoich samochodach, Volkswagen wprowadzał kupujących w błąd, przekonując, że produkowane przez niemiecki koncern samochody są przyjazne środowisku. Jak przekonuje Prezes UOKiK Marek Niechciał – z uwagi na rosnącą świadomość ekologiczną Polaków oraz coraz większą troskę o środowisko, wielu nabywców mogło wybrać określony samochód właśnie z uwagi na mniejszą ilość wytwarzanych przez niego toksycznych substancji.

Auta wyposażone w system oszukujący badanie spalin nie spełniają norm Euro 5 i emitują kilkadziesiąt razy więcej śmiertelnych tlenków azotu niż przewidują to dopuszczalne normy. Modyfikacja została zainstalowana w około 11 milionach pojazdów grupy VW na całym świecie, z czego około 140 tysięcy znajduje się na polskim rynku.

  1. Czego można się domagać?

Nabywcy pojazdów z zainstalowanym oprogramowaniem manipulującym mogą dochodzić swoich roszczeń dwutorowo. Z jednej strony możliwe jest dochodzenie roszczeń z tytułu rękojmi za wady rzeczy sprzedanej lub niezgodności towarów z umową. W tym jednak przypadku stroną, przeciwko której należałoby skierować roszczenia nie jest koncern samochodowy Volkswagen AG lecz poszczególni dealerzy, od których wadliwe auta zostały nabyte.

Drugą możliwością jest udowodnienie Volkswagenowi (bezpośrednio jako producentowi) odpowiedzialności za szkodę z tytułu czynu niedozwolonego. Podstawą tego rodzaju roszczenia byłby art. 415 k.c. Jest to jednak rozwiązanie bardziej skomplikowane, gdyż wymaga wykazania powstania szkody (ubytku w majątku poszkodowanego nabywcy), co w sytuacji niezmienionej wartości rynkowe pojazdów (albowiem nie ma egzemplarzy nie-wadliwych) może być trudne do wykazania.

W jednym z pozwów zbiorowych przeciwko Volkswagen AG za szkodę powodowie uznają koszt modyfikacji pojazdu w sposób, który umożliwi spełnianie normy Euro 5 przy zachowaniu aktualnej dynamiki i poziomu spalania. Z uwagi na to, że najprawdopodobniej nie przeprowadzono ani jednej takiej modyfikacji, jak również przy założeniu, iż żadna tego typu modyfikacja nie zostanie dokonana, taki potencjalny koszt, którego poniesienie jedynie „jest planowane”, może okazać się niewystarczającym.

Wymierność szkody w aferze Dieselgate można próbować jednak określić przy pomocy utraty wartości handlowej wadliwego pojazdu, jak również zakładając możliwość utraty homologacji przez auta niespełniające norm ochrony środowiska. O ile (z uwagi na skalę problemu oraz czas jaki upłynął od wykrycia nieprawidłowości) drugie rozwiązanie nie jest zbyt prawdopodobne, o tyle wyliczenie hipotetycznego ubytku wartości pojazdu wydaje się kalkulacją możliwą do przeprowadzenia. Należałoby tu postąpić analogicznie co w sytuacji aut powypadkowych – nawet wykonanie naprawy zgodnie ze sztuką nie przywróci pojazdowi pełnej wartości, gdyż tego rodzaju pojazd będzie cieszył się mniejszym zainteresowaniem na rynku, a w konsekwencji zostanie sprzedany później lub za niższą kwotę niż jego bezawaryjny konkurent.

  1. O jaką kwotę można walczyć w ramach Dieselgate?

Większość spraw wytoczonych w związku z aferą Dieselgate nie została jeszcze prawomocnie zakończona, w związku z czym nie jest możliwe precyzyjne określenie kwoty odszkodowań uzyskiwanych przez właścicieli pojazdów. Tym niemniej można wskazać, że uczestnicy pozwu zbiorowego, o którym była mowa powyżej (wytoczonego na podstawie art. 415 k.c.) domagają się 30 000 zł za każdy z pojazdów (lub 15 000 zł w przypadku tańszych modeli).

W Niemczech oskarżony koncern samochodowy zawarł ugodę ze stowarzyszeniem reprezentującym poszkodowanych konsumentów, w ramach której każdy z właścicieli otrzymał – w zależności od modelu i wieku samochodu – odszkodowanie w wysokości od €1350 do €6257.

W postępowaniu stanowiącym podstawę wydania orzeczenia przez TSUE, austriackie stowarzyszenie konsumentów, reprezentujące właścicieli wadliwych pojazdów uważa, że gdyby kupujący mieli informacje o rzeczywistych poziomach emisji generowanej przez samochody grupy VW to nie dokonaliby zakupu w ogóle lub zapłaciliby około 30% mniej.

Na ostateczne ukształtowanie się powodów oraz zakresu odpowiedzialności Volkswagena trzeba będzie zapewne jeszcze poczekać. Istotne znaczenie w Polsce może mieć zakończenie postępowania przed UOKiK, które w styczniu br. nałożyło na niemiecki koncern ponad 120 mln złotych kary. Uprawomocnienie się powyższej decyzji ułatwiłoby konsumentom dochodzenie roszczeń z powodu wprowadzania konsumentów w błąd w zakresie kierowanej do nich oferty jak również w zakresie stosowanych wobec nich nieuczciwych praktyk rynkowych

Chcesz porozmawiać z naszym ekspertem od motoryzacji? Umów wizytę lub zadzwoń 42 716 34 26

 

Zostaw wiadomość:

[contact-form][contact-field label=”E-mail” type=”email”][contact-field label=”telefon” type=”text” required=”1″][contact-field label=”Wiadomość” type=”textarea” required=”1″][/contact-form]

Obowiązki pracodawcy w kontekście rosnącej liczby zarażeń koronawirusem

Obowiązki pracodawcy w kontekście rosnącej liczby zarażeń koronawirusem

W niedzielę 8 marca 2020 roku weszła w życie ustawa o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem Covid-19, innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych (dalej: specustawa) w związku z rozprzestrzenieniem się wirusa SARS-CoV-II, który wywołuje chorobę Covid-19.

Wprowadzone przez ustawę rozwiązania, mające na celu zapobieganie rozprzestrzeniania się wirusa, to:

  1. możliwość polecenia pracownikom wykonywania pracy zdalnie,
  2. dodatkowy zasiłek opiekuńczy za okres nie dłuższy niż 14 dni w sytuacji, gdy żłobek, klub dziecięcy, przedszkole lub szkoła są zamknięte,
  3. możliwość odmowy podróży służbowej,
  4. Dodatkowe obowiązki ciążące na przedsiębiorcy, które zostaną omówione poniżej.

Koronawirus spędza sen z powiek pracodawcom, coraz częściej zastanawiają się w jaki sposób powinni zachować się w związku z szerzącym się zagrożeniem epidemiologicznym. Dotychczasowe regulacje nie odpowiadały jednoznacznie na nurtujące pracodawców pytania dotyczące zagrożenia koronawirusem. Czy specustawa, która została uchwalona przez Sejm i Senat a w sobotę podpisana przez Prezydenta RP jest obszerną regulacją, która w pewny sposób odpowiada na te pytania?

Zgodnie z przepisami Kodeksu pracy, to na przedsiębiorcy ciąży obowiązek ochrony zdrowia i życia pracowników przez zapewnienie bezpieczeństwa i higieny miejsca pracy. Biorąc pod uwagę zagrożenie, uzasadnioną decyzją wydaje się być odmowa podróży służbowej do regionów, w przypadku których Ministerstwo Spraw Zagranicznych lub Główny Inspektor Sanitarny zaleca rezygnację z podróży ze względu na wysoki stopień zachorowań.

Czy pracownik musi się zgodzić na pracę z domu? Czy pracodawca może wymagać pracy zdalnej?

Coraz częściej spotykane jest wśród pracodawców zalecenie, by pracownik po powrocie z miejsc, gdzie odnotowano przypadki wirusa przez minimum dwa tygodnie świadczył pacę z domu. Dotychczasowe rozwiązanie to umowa pomiędzy pracodawcą a pracownikiem, która była prawnie dozwolona, oczywiście za pełnym wynagrodzeniem, jeżeli pracownik zgodził się na pracę zdalną. Jeżeli ze względu na rodzaj świadczonej pracy, np. zatrudnienie w handlu lub produkcji, wykonywanie obowiązków z domu jest niewykonalne, wówczas pracodawca ma możliwość zwolnienia pracownika z obowiązku świadczenia pracy.

Obecnie w specustawie znajduje się przepis, którego literalne brzmienie pozwala pracodawcy nałożyć na pracownika obowiązek pracy zdalnej, czyli wykonywania pracy poza miejscem jej stałego wykonywania. Ustawa dopuszcza pracę zdalną w okresie kwarantanny czy nadzoru epidemiologicznego. Może jednak pojawić się kolejny problem, polegający na tym, że przepisy nie określają wprost, czym jest praca zdalna.

W sytuacji, w której pracodawca nie będzie podejmował żadnych działań profilaktycznych, a np. zatrudniony wie, że jeden z jego współpracowników wrócił z kraju szczególnie zagrożonego zakażeniem wirusem Covid-19, może wnioskować o możliwość pracy z domu. W ostateczności pracownik może odmówić wykonywania pracy, jeżeli warunki jej świadczenia zagrażają jego życiu i zdrowiu. Należy niezwłocznie zawiadomić o tym przełożonego. Taka decyzja podlega jednak ocenie pod kątem zasadności.

 

W jaki sposób pracodawca powinien zachować się w sytuacji zamknięcia placówki edukacji, do której uczęszcza dziecko pracownika?

Wart uwagi wydaje się być przepis ustawy dotyczącej Covid-19 i innych chorób zakaźnych, który uprawnia rodziców do dodatkowego zasiłku opiekuńczego w sytuacji, gdy zamknięto żłobek, klub dziecięcy, przedszkole czy szkołę z uwagi na podejrzenie zakażeniem wirusem. Wskutek tego pracodawca zobowiązany jest do zwolnienia pracownika z obowiązku wykonywania pracy, jeżeli istnieje konieczność osobistego sprawowania opieki nad dzieckiem. Dodatkowy zasiłek opiekuńczy przysługuje na czas nie dłuższy niż 14 dni. W dotychczasowym stanie prawnym regulował to art. 32 ust. 1 pkt 1 ustawy o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa.

Zgoda pracownika na podróż służbową w rejon realnego zagrożenia epidemią koronawirusa

Według Państwowej Inspekcji Pracy pracownik powołując się na art. 210 § 1 może odmówić wykonania polecenia wyjazdu służbowego do rejonu realnie zagrożonego wirusem Covid-19, ze względu na bezpośrednie zagrożenie swojego życia i zdrowia oraz narażenia na niebezpieczeństwo innych osób. Jeżeli jednak pracownik wyraża zgodę na odbycie takiej podróży, wówczas pracodawca powinien dodatkowo go zabezpieczyć, pouczyć o zagrożeniach, a także zaopatrzyć w środki ochrony indywidualnej, np. szczepienie. Pracodawca zobowiązany jest również dokonać oceny ryzyk, które wiążą się z wyjazdem pracownika, w oparciu o zalecenia i komunikaty umieszczane na stronach internetowych właściwych organów, w tym Państwowej Inspekcji Sanitarnej oraz Ministerstwa Spraw Zagranicznych. W przypadku zachorowania pracownika podczas podróży służbowej to na pracodawcy spoczywa obowiązek pokrycia kosztów leczenia. Musi on zwrócić choremu środki za udokumentowane przez niego nakłady na hospitalizację, leki czy transport medyczny. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę, że ubezpieczenie pracownika oraz pracodawcy często nie pokrywa całości wydatków.

Dodatkowe obowiązki nałożone na pracodawców

Przepisy ustawy dotyczącej koronawirusa uprawniają Prezesa Rady Ministrów do wydawania poleceń, w tym między innymi przedsiębiorcom, które z mocy prawa podlegają natychmiastowemu wykonaniu z chwilą doręczenia lub ogłoszenia. Ogłoszenie wywiera skutki prawne, gdy wyłożone zostanie do publicznego wglądu na terenie kraju.  Ważnym jest, że takie polecenia nie wymagają uzasadnienia. Specustawa uprawnia Radę Ministrów do wprowadzania w drodze rozporządzenia czasowych ograniczeń działalności określonego rodzaju przedsiębiorców jak również do korzystania lub zabezpieczenia wskazanych nieruchomości należących do przedsiębiorców.

Podsumowując, nowe przepisy wprowadzają rozwiązania zmierzające do tego, by ułatwić wszystkim pozostanie w domach, przewidując jednocześnie pewne wsparcie finansowe (w postaci dodatkowego zasiłku) zarówno dla pracowników, jak i pracodawców.

Działalność bagatelna – czym jest i jakie niesie korzyści?

Działalność bagatelna – czym jest i jakie niesie korzyści?

Wiele osób zastanawia się jak i czy w ogóle musi uregulować swoją działalność polegającą na udzielaniu korepetycji, sprzedaży owoców z działkowego ogródka czy własnoręcznie uszytych sweterków. W końcu wielu studentów za drobne kwoty przygotowuje do egzaminów swoich młodszych kolegów, wiele opiekujących się małymi dziećmi matek sprzedaje swoim znajomym uszyte sweterki i w końcu wielu seniorów ustalając symboliczne ceny sprzedaje dary swojego ogrodu. Brzmi znajomo? Lista takich usług jest szeroka. Wówczas wątpliwość może budzić fakt, czy taka osoba prowadzi działalność gospodarczą? Jeśli tak, to co z rejestracją takiej działalności, z księgowością i w końcu co z podatkami?

Otóż, zgodnie z art. 5 prawa przedsiębiorców nie stanowi działalności gospodarczej działalność wykonywana przez osobę fizyczną, której przychód należny z tej działalności nie przekracza w żadnym miesiącu 50% kwoty minimalnego wynagrodzenia i która w okresie ostatnich 60 miesięcy nie wykonywała działalności gospodarczej. Taka działalność nazywana jest działalnością nieewidencjonowaną czy działalnością bagatelną.

Warto wskazać, że jest to nowe rozwiązanie, gdyż ustawa prawo przedsiębiorców jest z marca 2018 roku! Przyjrzyjmy się bliżej wskazanemu wyżej przepisowi.

Jeśli działalność:
– jest wykonywana przez osobę fizyczną;
– przychód z tej działalności, nie przekracza miesięcznie
50% minimalnego wynagrodzenia;
– osoba fizyczna w okresie
ostatnich 60 miesięcy nie wykonywała działalności gospodarczej
– wykonywana działalność jest niereglamentowana, czyli taka która nie wymaga uzyskania koncesji, czy pozwoleń

w rozumieniu ustawy prawo przedsiębiorców nie stanowi działalności gospodarczej.

Co to dla takiej osoby fizycznej oznacza? Przede wszystkim do działalności którą wykonuje nie stosuje się przepisów ustawy prawa przedsiębiorców. Osoba fizyczna wykonująca taką działalność nie będzie miała obowiązku złożenia wniosku o wpis do CEIDG (oczywiście ma takie prawo, wtedy owa działalność staje się działalnością gospodarczą). Co więcej uniknie niektórych kosztów związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej, np. kosztów księgowości czy opłacania składek ZUS.

Nie oznacza to jednak, że zostaje zwolniona z opłaty podatku PIT. Podatek PIT z działalności bagatelnej jest odprowadzany na zasadach ogólnych. Zgodnie z komentarzem do ustawy prawo przedsiębiorców pod red. Aldony Pietrzak ,,art. 20 ust. 1ba ustawy o PIT wprowadza normę, mocą której dochód z działalności nieewidencjonowanej będzie ustalony na zasadach ogólnych, przewidzianych dla przychodów z innych źródeł i rozliczony w zeznaniu rocznym przez prowadzącego tę działalność.’’

Jeśli chodzi o podatek VAT – zgodnie z zacytowanym już fragmentem komentarza do ustawy prawo przedsiębiorców pod red. Aldony Pietrzak ,, Art. 113 ustawy o VAT przewiduje zwolnienie podmiotowe dla osób nieprzekraczających limitu przychodów powodujące, że żadna z osób prowadzących działalność nieewidencjonowaną tych limitów nie przekroczy. Jednocześnie art. 109 ustawy o VAT zobowiązuje korzystających ze zwolnienia podatników do prowadzenia dziennej, uproszczonej ewidencji sprzedaży. Ta właśnie ewidencja może stanowić narzędzie służące do kontroli legalności działań podatników zajmujących się działalnością nieewidencjonowaną.’’

Mając to na uwadze osoba fizyczna, która wykonuje działalność bagatelną powinna prowadzić dokładną ewidencję (co, za ile i komu sprzedała).

Co jeśli przychód z należności przekroczy 50% minimalnego wynagrodzenia?
W takiej sytuacji w ciągu 7 dni należy zarejestrować działalność gospodarczą w odpowiednim rejestrze.

Na marginesie warto wskazać, że mimo wskazanych wyżej uregulowań osoba fizyczna wykonująca działalność bagatelną przed klientami będzie ponosiła odpowiedzialność jak przedsiębiorca, profesjonalista. Stanowią o tym przepisy kodeksu cywilnego.

Wyżej omówiona staje się korzystnym rozwiązaniem dla osób, które uzyskują niewielki przychód z wykonywanej działalności, a także dla osób, które co prawda chciałyby wykonywać działalność gospodarczą, ale nie są pewne czy ich biznes się rozkręci.

Przykład:
Artur chciałby udzielać korepetycji z matematyki. Zakupił odpowiednie materiały, podręczniki oraz zbiory zadań. Nie ma jednak pewności, ilu uczniów będzie chciało skorzystać z jego usług. Nie musi jednak się tym martwić. Skrupulatnie notuje każdą godzinę spędzoną na udzielaniu korepetycji, a także otrzymany z tego tytułu przychód. Odprowadza podatek CIT. Po pięciu miesiącach uczniów pojawiło się tak dużo, że jego miesięczny przychód przewyższył 50% minimalnego wynagrodzenia. Artur zarejestrował swoją działalność gospodarczą. Od tej chwili jego działalność, z działalności bagatelnej przekształciła się w działalność gospodarczą.